Wyróżniony wpis

Rozejm

Warszawa, dnia 20 listopada 2014 r.

Raz wyciśniętej pasty do zębów nie da się z powrotem wcisnąć do tubki. Z powziętej myśli co prawda można zawsze się rozmyślić, ale odmyśleć się jej już nie da.  Czasami wywiercają w głowie dziury i człowiek chodzi potem z takimi sterczącymi myślami, co to ani nie chcą się odczepić, ani wrócić do środka. Jest to zarówno uciążliwe, jak i niebezpieczne dla otoczenia.

Chcąc zatem uniknąć ciągłego potykania się o własne myśli, postanowiłam poznać przyczyny tej dywersji. Nie obyło się bez burzy, ale oto właśnie podpisujemy rozejm. Na jego mocy myśli do tej pory zamieszkałe i Plątające się Totutotam, zostały przesiedlone Tu i obiecały plątać się nieco mniej.

Zamiast Plątania się myśli zobowiązują się do pełnienia Ważnej Społecznie Misji, jaką jest promowanie Bzdurzenia we wszystkich kształtach i w każdych warunkach, jako że w pełni zgadzają się z następującą myślą Julka Tuwima:

,,Dzieci bzdurzą, i – że tak powiem – chcą być bzdurzone. Potem im to przechodzi. Komu nie przechodzi – ten zostaje poetą.”

podpisano

Ja (Justyna Cholewiak) i Bzdurne Myśli

Kwiatki a sprawa polska

(czyli małe przemyślenia na dziś, w sprawie błahej, ale myślę, że dobrze ukazującej te ważniejsze)

Ogólną nerwowość da się odczuć wszędzie. Ostatnio coraz jej więcej nawet na… facebookowych grupach poświęconych roślinom. Ilość sporów i amplituda towarzyszących im emocji, słowa i oskarżenia, które padają w sprawach naprawdę małej wagi – wydają się nawet więcej mówić o kondycji społeczeństwa niż wielkie spory polityczne. Sytuacja z dziś: dziewczyna wrzuca na największą chyba polską grupę roślinną zdjęcie wielkiej szeflery, z jakiegoś salonu/sklepu, z tekstem: „poprosiłam właścicielkę o kawałek rośliny do ukorzenienia, ale odmówiła, bo niby jej roślina padnie”. Sam tekst raczej niezbyt fortunny, widać w nim, że autorka posta ma żal do właścicielki rośliny, a ta przecież nie miała żadnego moralnego obowiązku dzielić się z nią swoją własnością. Zdecydowanie gorsze rzeczy jednak dzieją się w komentarzach – momentalnie zaczyna się tam festiwal wyzwisk i oskarżania: najpierw autorki posta, potem właścielki rośliny, a gdy już wyłonią się dwie frakcje (plus drobna trzecia, sugerująca, że trzeba było nic nie mówić i ukraść po prostu 😉 )- komentujący zaczynają obrażać siebie nawzajem. Jest parę stonowanych wypowiedzi, ale przez „dyskusję” wybijają się co i rusz słowa typu: ,,nienawidzę takich ludzi jak Ty” (!), ,,mi to by było wstyd tak żebrać”, ,,no tak znowu januszowanie o 10 złotych, żenada”, ,,a co, horom curke masz?” itd. itp. Z drugiej strony padają oskarżenia w stronę właścicielki: a że wstrętna egoistka, a że ,,nie obchodzi ją nic poza własną dupą”, życzenia ,,oby jej roślina zdechła”. W końcu zwolennik dzielenia się rzuca krtytykującym autorkę posta tekst, który rozwala mnie już do reszty: ,,jak czytam wasze komentarze to mi się niedobrze robi od tego jadu i nienawiści, typowa polska cebula, co tylko o własnej dupie <znowu ta dupa ;)> myśli”.A ja myślę sobie – czy napradę nie potrafimy już ze sobą normalnie rozmawiać? Nawet o kwiatkach? Nawet o swojej pasji, wśród innych pasjonatów? Czy musimy się ze sobą zgadzać w stu procentach, żeby być dla siebie zwyczajnie, w miarę chociaż – życzliwi? Czy możemy w końcu przestać obrzucać się tą „typową, polską cebulą”, pomyśleć przez chwilę, że tam po drugiej stronie jest człowiek, być może w wielu kwestiach podobny do nas (podzielający np. wspólną pasję), i to, że w czymś się z nim nie zgadzamy, nie czyni z niego automatycznie naszego wroga, i nie daje nam prawa, by nim pogardzać?Obyśmy się w końcu nauczyli rozmawiać. Tylko tyle, i aż tyle nam wszystkim w to nasze narodowe święto życzę. 🙂

A na zdjęciu taki zachód słońca widziany z mojego okna – ciekawie to wygląda, prawda?

Kwiaty zamiast kul

W związku z rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego – podzielę się z Wami czymś niezwykłym.

Kilka dni temu nad Warszawą przetoczyły się silne burze. Po jednej z nich mój Michał zauważył coś wystającego z ziemi. Okazało się, że był to…niemiecki hełm z II wojny światowej.

Pokazał mi to znalezisko – i pojawiła się myśl: a co, gdyby spróbować nadać mu nowe przeznaczenie?

Tak oto hełm stał się doniczką na kwiaty. Wyobrażam sobie, że każdy, kto z bliska doświadczył wojny, niezależnie od tego po której ze stron- oddałby wiele za to, by taki właśnie użytek można było zrobić z jej narzędzi.

A gdyby sam hełm mógł mówić, powiedziałby:

Może przyszłe pokolenie
zmieni moje przeznaczenie

hełm1

hełm2hełm5

hełm9hełm10

 

 

BełKotek :)

A oto jeden z kotków, które podziwiać będzie można na wystawie 9 czerwca w Andronach 🙂

zapro

Wydarzenie naFB:  https://www.facebook.com/events/121133088764633/permalink/125497994994809/

Koty i Bełkoty w Andronach – zaproszenie na wystawę

okładka

Proszę Państwa, nadchodzą koty!

Najserdeczniej jak umiem zapraszam wszystkich na otwarcie wystawy, którą organizuję wspólnie z Michałem Piotrkowiczem. Michał zaprezentuje szkice kotów – swoich własnych, zaprzyjaźnionych, zmyślonych. Do każdego kota natomiast ja, czyli Justyna Cholewiak 😉 dołączyłam jeden BełKot – czyli mniej lub bardziej nonsensowną próbkę przełożenia obrazu na słowo.

Gdzie? W kawiarni ,,Androny Specialitesy Grochów”, Warszawa, ulica Wąwolnicka 1a

Kiedy? 9 czerwca, godzina startu prawdopodobnie 18 (potwierdzę) – do późna 😉

Link do wydarzenia na Facebooku:

https://www.facebook.com/events/121133088764633/

Do zobaczenia!

WinogrOna

winogronicaPierwszy raz w życiu była na rybach i właściwie nie miała zbyt dużych nadziei na złowienie czegokolwiek. Tymczasem proszę – pierwsze zarzucenie wędki i bach, jest. W dodatku złota. Jak to w baśniach bywa.

 

Złota rybka zaś, jak to złota rybka – zaproponowała dziewczynie znany nam skądinąd układ. Dodała do niego parę zastrzeżeń, jak np. że nie można sobie zażyczyć nieskończonej ilości życzeń, czy też ingerować swoją prośbą w życie innych ludzi.

 

Dziewczyna przez chwilę podumała, po czym rzekła:

 

Chciałabym być winoroślą

 

Rybka wiele rzeczy już w swoim życiu słyszała, ale ta prośba wydała jej się cokolwiek dziwna. Odpowiedziała więc, że oczywiście, życzenie spełni, chciałaby tylko wiedzieć, skąd taki pomysł.

 

I cóż się okazało? Otóż dziewczyna opowiedziała o tym, jak to leżąc na balkonie w ciepły letni dzień, marzyła o tym, by stać się częścią dzikiego pnącza (tak, jej życie bywało czasami zupełnie afabularne). Już na zawsze zostać na tym balkonie, z tymi malutkimi kuleczkami wypełnionymi sokiem słońca. Tak jak one akumulować w sobie ciepło i światło i przemieniać je w słodycz, szum liści i spokój. Nic więcej.

 

To wszystko wydawało jej się takie piękne w swojej prostocie: nie ma przecież winorośli, które nie potrafiłyby być winogronami, i nigdy żadne z winogron, które zrywała, nie musiało przepraszać za swoją słabą winogronowatość.

 

Czemu tak samo nie może być z ludźmi?

 

Były to ostatnie słowa, jakie wypowiedziała. Potem przeszył ją błysk słońca.

 

Koniec bajki o Złotym Komarze

Byli już prawie na szczycie. Powietrze było już tak gęste, że nawet całkiem przyzwoity nóż by się na nim stępił. Komar znowu kazał Florkowi biegać. Biegać w kółko, po orbicie zanurzonej w oceanie planety w kształcie mózgu. Mózg ów wypuszczał macki, które smagały całe ciało Florka i w ten sposób próbowały zatrzymać chłopaka. Ten jednak biegł i biegł, i nie mógł przestać. Aż w końcu potknął się o własne włosy (podróż ze Złotym Komarem trwała już bardzo długo i teraz włosy Florka sięgały prawie do ziemi), a z nich wypadła książka. Podniósł ją. Na okładce przeczytał tytuł: ,,Cierpienie”, a w środku był tekst pisany…komarek5łzami.

Po chwili konsternacji zaczął się dokładniej przyglądać książce. Jego uwagę zwróciło to, że spod głównego tekstu przebijają jakieś słowa. Okazało się, że książka była palimpsestem. Wystarczyło ją odwrócić i spojrzeć na kartki pod słońce, by okazało się, że tekst tak naprawdę był o szczęściu, a z drugiej strony ono tylko schowało się w cieniu.

Zupełnie jak w tej opowieści.

 

 

Złoty Komar 4

Mimo bólu jednak Florek nie poddawał się. Uparcie podążał za Złotym Komarem. A powietrze robiło się coraz gęstsze i gęstsze. Zbliżały się kolejne ćwiczenia – tym razem poświęcone metaforze. Zadaniem Florka było wzięcie rozpędu na bieżni i wskoczenie do bezdennej studni, odbicie się od wypełniającej ją nicości i wyskoczenie na powierzchnię. Kluczowym dla zdobycia wiedzy było opisanie wrażeń towarzyszących wykonywaniu tego zadania. Chłopak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Jedynym efektem podjęcia próby opisu było to, że Florkowi zaczął się ruszać ząb. Górna jedynka. Już niczego nie był pewien. Ten ząb wydawał się metaforą jego położenia – nigdzie nie mógł znaleźć stabilnego gruntu ani schronienia. Po cichu zaczynał przyznawać rację Komarowi i jego ostrzeżeniu…

Złoty komar 3

Zapraszam na kolejną odsłonę bajki!

 

Kiedy już wspięli się na odpowiedni poziom, Komar uznał, że już pora na podsumowanie pierwszego etapu wyprawy. Podsumowanie to miało formę toru przeszkód: polegało na bieganiu po wyznaczonych trasach i wykonywaniu dziwnych ćwiczeń narzucanych przez przewodnika. ,,Aktywność fizyczna wspomaga zapamiętywanie” – powtarzał Złoty Komar w odpowiedzi na zdziwioną minę Florka.

Chłopiec jednak ćwiczył nie tylko swoje ciało, lecz także umysł. Podczas wykonywania zadań Florek miał jednocześnie tworzyć definicje wszystkiego co napotykał po drodze. Miał przy tym nieodparte wrażenie, że mija nie rzeczy, lecz słowa. Już pierwsze napotkane słowo (którym było drzewo) natręczyło mu problemów. Chłopiec uznał, że żadna definicja nie odda w pełni drzewowatości drzewa, a skoro opisuje tylko ułamek rzeczywistości, to do niczego się nie nadaje. Pomyślał, że taka jest cała ludzka wiedza. To było pierwsze ukłucie miecza.

Złoty komar – część II

– Hoho! – wykrzyknął Złoty Komar – zastanów się jeszcze. Jeśli naprawdę tego chcesz, oczywiście mogę Ci pokazać drogę do mądrości. Muszę Cię jednak ostrzec, że Twoje marzenie jest jak miecz. Możesz z jego pomocą zwojować wiele, ale możesz też się bardzo zranić. Może jednak wolałbyś coś łatwiejszego? Pieniądze, podziw wśród kolegów, niewyczerpany zapas czekolady? To wszystko mogę Ci dać od zaraz.

Ale że Florek był z natury porywczy i uparty, nie w głowie mu była rezygnacja ze swojego pierwszego życzenia. Tak oto chłopiec i Komar wyruszyli w drogę.

Wspinali się na bardzo wysoką górę. Florek wielokrotnie już chciał się poddać – ale wtedy wyobrażał sobie minę Złotego Komara, wypowiadającego te okropne słowa – ,,a nie mówiłem?” – i dzięki temu szedł dalej.

Promuj post