Archiwa tagu: bajka

WinogrOna

winogronicaPierwszy raz w życiu była na rybach i właściwie nie miała zbyt dużych nadziei na złowienie czegokolwiek. Tymczasem proszę – pierwsze zarzucenie wędki i bach, jest. W dodatku złota. Jak to w baśniach bywa.

 

Złota rybka zaś, jak to złota rybka – zaproponowała dziewczynie znany nam skądinąd układ. Dodała do niego parę zastrzeżeń, jak np. że nie można sobie zażyczyć nieskończonej ilości życzeń, czy też ingerować swoją prośbą w życie innych ludzi.

 

Dziewczyna przez chwilę podumała, po czym rzekła:

 

Chciałabym być winoroślą

 

Rybka wiele rzeczy już w swoim życiu słyszała, ale ta prośba wydała jej się cokolwiek dziwna. Odpowiedziała więc, że oczywiście, życzenie spełni, chciałaby tylko wiedzieć, skąd taki pomysł.

 

I cóż się okazało? Otóż dziewczyna opowiedziała o tym, jak to leżąc na balkonie w ciepły letni dzień, marzyła o tym, by stać się częścią dzikiego pnącza (tak, jej życie bywało czasami zupełnie afabularne). Już na zawsze zostać na tym balkonie, z tymi malutkimi kuleczkami wypełnionymi sokiem słońca. Tak jak one akumulować w sobie ciepło i światło i przemieniać je w słodycz, szum liści i spokój. Nic więcej.

 

To wszystko wydawało jej się takie piękne w swojej prostocie: nie ma przecież winorośli, które nie potrafiłyby być winogronami, i nigdy żadne z winogron, które zrywała, nie musiało przepraszać za swoją słabą winogronowatość.

 

Czemu tak samo nie może być z ludźmi?

 

Były to ostatnie słowa, jakie wypowiedziała. Potem przeszył ją błysk słońca.

 

Koniec bajki o Złotym Komarze

Byli już prawie na szczycie. Powietrze było już tak gęste, że nawet całkiem przyzwoity nóż by się na nim stępił. Komar znowu kazał Florkowi biegać. Biegać w kółko, po orbicie zanurzonej w oceanie planety w kształcie mózgu. Mózg ów wypuszczał macki, które smagały całe ciało Florka i w ten sposób próbowały zatrzymać chłopaka. Ten jednak biegł i biegł, i nie mógł przestać. Aż w końcu potknął się o własne włosy (podróż ze Złotym Komarem trwała już bardzo długo i teraz włosy Florka sięgały prawie do ziemi), a z nich wypadła książka. Podniósł ją. Na okładce przeczytał tytuł: ,,Cierpienie”, a w środku był tekst pisany…komarek5łzami.

Po chwili konsternacji zaczął się dokładniej przyglądać książce. Jego uwagę zwróciło to, że spod głównego tekstu przebijają jakieś słowa. Okazało się, że książka była palimpsestem. Wystarczyło ją odwrócić i spojrzeć na kartki pod słońce, by okazało się, że tekst tak naprawdę był o szczęściu, a z drugiej strony ono tylko schowało się w cieniu.

Zupełnie jak w tej opowieści.

 

 

Złoty komar 3

Zapraszam na kolejną odsłonę bajki!

 

Kiedy już wspięli się na odpowiedni poziom, Komar uznał, że już pora na podsumowanie pierwszego etapu wyprawy. Podsumowanie to miało formę toru przeszkód: polegało na bieganiu po wyznaczonych trasach i wykonywaniu dziwnych ćwiczeń narzucanych przez przewodnika. ,,Aktywność fizyczna wspomaga zapamiętywanie” – powtarzał Złoty Komar w odpowiedzi na zdziwioną minę Florka.

Chłopiec jednak ćwiczył nie tylko swoje ciało, lecz także umysł. Podczas wykonywania zadań Florek miał jednocześnie tworzyć definicje wszystkiego co napotykał po drodze. Miał przy tym nieodparte wrażenie, że mija nie rzeczy, lecz słowa. Już pierwsze napotkane słowo (którym było drzewo) natręczyło mu problemów. Chłopiec uznał, że żadna definicja nie odda w pełni drzewowatości drzewa, a skoro opisuje tylko ułamek rzeczywistości, to do niczego się nie nadaje. Pomyślał, że taka jest cała ludzka wiedza. To było pierwsze ukłucie miecza.

Złoty komar – część pierwsza

Dzień dobry!

Trochę się z Wami poprzekomarzam.
Dosłownie.
I obrazowo.
Prezentuję pierwszą część mojej bajki pt. ,,Złoty komar”, do której ilustracje stworzył Michał Piotrkowicz.
Ciąg dalszy wkrótce!

PS Tekst publikowany był w czasopiśmie: Jednorożec, czasopismo artystyczne

ZŁOTY KOMAR, CZĘŚĆ I

Ta historia oparta jest na faktach. Tyle tylko, że są to fakty senne. Czy jest w nich prawda? – mógłby ktoś zapytać. Kiedy się bliżej przyjrzeć, okaże się, że sen stanowi aż 75% sensu. Być może warto więc czasem posłuchać, co nam ma do powiedzenia.

To był lipcowy wieczór. Jeden z tych, kiedy gęstość rozgrzanego powietrza przeważa nad gęstością ciała, otaczając je całe nierozerwalnym uściskiem swojej lepkiej obecności. W takie wieczory dominujące Rozrywacze Ciszy i Zakłócacze Spokoju przynoszą na swoich skrzydełkach wyjątkowo dużą ilość Brzęczenia i Swędzenia.

Misja jednego z takich Zakłócaczy właśnie miała zostać zakończona za sprawą zdecydowanego złączenia się dłoni Florka, kiedy rzeczywistość postanowiła pokazać chłopcu swoją nieznaną mu dotąd twarz.

Twarz komara, który błagał o litość. Całe szczęście, że Florek nie był dorosły, bo mógłby od tego błagania wylądować w zakładzie psychiatrycznym. A tak zdziwił się tylko lekko, i darowawszy niezwykłemu natrętowi życie, czekał na dalszy rozwój wypadków.

– Zacny chłopcze! Jam jest Złoty Komar. Zostałem tu zesłany, aby sprawdzić, czy potrafisz nie tylko słuchać, ale i słyszeć. Przeszedłeś tę próbę pomyślnie. Bardzom Ci wdzięcznym za oszczędzenie mego życia. W ramach podzięki chciałbym zaoferować Ci spełnienie jednego twojego życzenia. Możesz mnie poprosić o co tylko zechcesz.

Sposób przemawiania Złotego Komara zrobił na Florku wielkie wrażenie. Z tego wszystkiego zrozumiał tylko, że może sobie zażyczyć czego tylko chce. A że bardzo chciałby zrozumieć więcej, odpowiedział:

– To ja bym chciał wielką mądrość.

Ciąg dalszy nastąpi 🙂komar

 

Oikonip

Przecież to było jego największe marzenie. Na początku nie mógł w to uwierzyć – cały czas podtykał sobie ręce pod nos, oglądał się w lustrze, wsłuchiwał się w bicie swojego serca. Jego ciało było takie miękkie, elastyczne, ciepłe. Co prawda jego ruchy w tańcu były wciąż nieco drewniane, ale z całą pewnością entuzjazmu mu nie brakowało. Wszystko było dokładnie takie, jak sobie miliony razy wyobrażał. Takie piękne! Wspaniałe! Absolutnie niesamowite! Takie… skomplikowane. Zakręciło mu się w głowie. Zachwyt, radość, zdziwienie, fascynacja, ciekawość, podekscytowanie – połowy z nich nie potrafił nawet nazwać, a teraz odczuwał je wszystkie, i to jednocześnie. Jeśliby próbować do czegoś przyrównać zmianę w odczuwaniu wrażeń – byłoby to mniej więcej porównywanie ziarnka ryżu do całej plantacji. Wszystko było takie intensywne. Dźwięki, obrazy, uczucia waliły w niego ze wszystkich stron, serce sprawiało wrażenie, jakby chciało dokądś uciec. I on też chciał uciec, tylko dokąd, jak? – Ratunku!!! – zaczął krzyczeć ze wszystkich sił – Wcale mi się to nie podoba, nie chcę! Gepetto, gdzie jesteś?! Ale znajoma twarz się nie pojawiała i kiedy ucichło echo jego krzyku, znalazł się w pustej, pozbawionej dźwięku przestrzeni. W tę ciszę tylko na chwilę wkradł się głos Wróżki: – Witaj w prawdziwym świecie. Po czym i ten głos znikł. Próżne było nawoływanie. Był zupełnie sam.

Smutna historia pewnej doniczki

Pewna doniczka była domem dla przepięknych stokrotek.

Wdzięczności jednakże nie zaznała w swoim życiu nawet jednokrotnie.

Była bardzo nieszczęśliwa, bo wszystkie stokrociątka śmiały się: ,,doniczka jest do niczego!”.

Przez te słowa tak bardzo płakała, że aż kwiatki dostały osteoporozy z wilgoci.

Nie bez przyczyny mawiają, że język kości nie ma, ale kości kruszy.*

*bułgarskie przysłowie